obudziłem się zasypany śniegiem
kompletnie zaszyte włosiem powieki rozciąłem namacanymi w zaspie nożyczkami
znalazłem się gdzieś gdzie panuje wieczna mgła
jeszcze wczoraj zasypiałem pod kocem
powierzchnia płaska a na niej miliard ton białej udręki
w nierównych zaspach znalazłem jeden tylko charakterystyczny punkt
czerwona plastikowa łopata do odgarniania puchu wbita weń
i zabrałem ją jak się biorą niewolnicy do roboty - nie pytając o szczegóły
wkoło ja łopata całun zimy i coś do zrobienia - wiadomo co
zacząłem przerzucać tę zmorę
jedna na prawo - druga na lewo
zorientowałem się że odkrywam odkryte już ścieżki bo przed oczami miałem całe labirynty
wcześniej były tu krety albo minotaury czy inne dziwactwa
wbiłem łopatę i zapaliłem papierosa
w kieszeni kurtki namacałem dwie karteczki
a tak
wygrałem dwa bilety na Koniec Świata
zmarnują się
i podam miliard powodów
jestem polakiem - bez wszystkich czterech samochodów
potem pomyślałem że przecież wczoraj ktoś mnie kochał że ktoś na mnie czeka i trzeba mi stąd co sił spierdalać
i przypomniałem sobie zaraz że nie
to nie wczoraj było
że wczoraj Brygida mi powiedziała że jestem chyba pedałem i że cześć
ja powiedziałem jej że w takim razie to ona jest pedałem i żeby wypierdalała
nie kończąc palić rzuciłem się na przełaj przez największe zaspy sprawdzić co jest dalej
zadarłem głowę do góry i zobaczyłem ciemny smog
no dobra a co jest na dole
na dole nie było nic
czarność nicość nieskończoność zwał jak zwał
stanąłem na krańcu tego monstrualnego dachu
na zlodowaciałej rynnie pokrytej rdzą i ledwo się trzymającej
splunąłem a splujka moja spadała wieczność
potem we mgle zobaczyłem inne
niewyraźne budynki
albo same dachy i innych takich jak ja z łopatami w rękach
takich które nigdy nie dadzą rady zrobić tego co im przeznaczone
stałem jak prorok z dłoniami w kieszeniach
bo oni też zaczęli po kolei pluć ze swoich dachów
sekunda po sekundzie
odbijało się echo naszych żyć
pluliśmy na nie
a ślina nasza spadała wieczność w wieczność
kompletnie zaszyte włosiem powieki rozciąłem namacanymi w zaspie nożyczkami
znalazłem się gdzieś gdzie panuje wieczna mgła
jeszcze wczoraj zasypiałem pod kocem
powierzchnia płaska a na niej miliard ton białej udręki
w nierównych zaspach znalazłem jeden tylko charakterystyczny punkt
czerwona plastikowa łopata do odgarniania puchu wbita weń
i zabrałem ją jak się biorą niewolnicy do roboty - nie pytając o szczegóły
wkoło ja łopata całun zimy i coś do zrobienia - wiadomo co
zacząłem przerzucać tę zmorę
jedna na prawo - druga na lewo
zorientowałem się że odkrywam odkryte już ścieżki bo przed oczami miałem całe labirynty
wcześniej były tu krety albo minotaury czy inne dziwactwa
wbiłem łopatę i zapaliłem papierosa
w kieszeni kurtki namacałem dwie karteczki
a tak
wygrałem dwa bilety na Koniec Świata
zmarnują się
i podam miliard powodów
jestem polakiem - bez wszystkich czterech samochodów
potem pomyślałem że przecież wczoraj ktoś mnie kochał że ktoś na mnie czeka i trzeba mi stąd co sił spierdalać
i przypomniałem sobie zaraz że nie
to nie wczoraj było
że wczoraj Brygida mi powiedziała że jestem chyba pedałem i że cześć
ja powiedziałem jej że w takim razie to ona jest pedałem i żeby wypierdalała
nie kończąc palić rzuciłem się na przełaj przez największe zaspy sprawdzić co jest dalej
zadarłem głowę do góry i zobaczyłem ciemny smog
no dobra a co jest na dole
na dole nie było nic
czarność nicość nieskończoność zwał jak zwał
stanąłem na krańcu tego monstrualnego dachu
na zlodowaciałej rynnie pokrytej rdzą i ledwo się trzymającej
splunąłem a splujka moja spadała wieczność
potem we mgle zobaczyłem inne
niewyraźne budynki
albo same dachy i innych takich jak ja z łopatami w rękach
takich które nigdy nie dadzą rady zrobić tego co im przeznaczone
stałem jak prorok z dłoniami w kieszeniach
bo oni też zaczęli po kolei pluć ze swoich dachów
sekunda po sekundzie
odbijało się echo naszych żyć
pluliśmy na nie
a ślina nasza spadała wieczność w wieczność
"takich które nigdy nie dadzą rady zrobić tego co im przeznaczone' - to 'które' chyba się do ludzi odnosi, o ile dobrze rozumiem? Więc chyba powinno być 'którzy'.
Tyle uwag technicznych.
Wiersz dla mnie dobry. Nie 'przegadany', ale 'rozgadany'.Pokazuje osobę oderwaną od świata, jednocześnie wściekłą i okropnie samotną.