Słowo moje, czyli pismo niekoniecznie święte

Theodave

 

 

 

 

 

Miasto budzi mnie krzykiem

dwunastu zbawicieli.

Otwieram oczy, stąpam

po ciernistej pościeli

i mam ochotę zstąpić

pod postacią gołębia

na beton tuż pod blokiem,

choć ojciec to potępia.

 

Po drodze do roboty,

omijam skrzyżowania,

by oddalić od siebie,

zapowiedź pożegnania.

Nie mogę znaleźć kluczy

i sterczę niczym skała,

szukając jawnogrzesznicy,

która tu zawsze stała.

 

Klucze do baru „Niebo”

znajduję już po chwili,

uciszając skrzydlatych,

którzy się pojawili.

Siadają na puszystych,

błękitnych krzesłach w barze

pijąc wino i wódkę,

bo ojciec im tak każe.

 

A gdy opadną pióra

i ciała pod stół wpadną,

gdy pijane anioły

w głęboki sen zapadną,

znów chwycę klawiaturę,

by łowić ludzi w sieci,

przynętą będą słowa,

że są dla mnie jak dzieci.

Znów sprawdzę wiadomości,

znów pusta będzie skrzynka,

znów będę wypisywał

e-maile do koryntian.

Theodave
Theodave
Wiersz · 10 lutego 2010
anonim
  • Kasia     Czyżewska
    nie wiem, czy treść nie tonie w formie. wyszedł paragon rymów i wyliczeń. przynętą - ą.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Grzesiek z nick-ąd
    ostatni wers pierwszej strofy wysłał mnie w jakże odległe czasy blokerskich rymowanek typu :
    wuj ojcu do tego że walimy każdego
    jednak jest tu kilka ciekawych miejsc jak chociażby ostatnie 4 wersy
    gdzie leży błąd? według mnie w zbyt krótkim rymowaniu

    · Zgłoś · 14 lat
  • Kasia     Czyżewska
    proszę siąść z tym pomysłem - bo pomysł, jak zwykle u Ciebie, jest. czekam na kolejny.

    · Zgłoś · 14 lat