1.W nocy, na wietrze, na skraju deszczu,
Znajduje pięć irysów i mówię: śliczne.
Jak gdyby kobieta chwilkę obok nich spała,
Obudziłem się, odeszła, ale pamięć jej włosów
Dalej trwa na ich słodkich językach.
Chciałbym te płatki rozrywać zębami,
Chciałbym przeniknąć w ich włochatą istność,
W ich piękno i obojętność. One całe życie
Wstrzymują oddech i otwierają się, ciągle otwierają.
2. Nie jesteśmy kochankowie ani brat i siostra
Choć trzymając się za ręce razem przemijamy
Drżąc i płonąc, aż myśl i pożądanie
Znikną i po całym śnie życia,
Po życiu we śnie, budzimy się umierając -
Fiolet błękitnieje, niebieskość zmienia się
W czerń - a irys błaga
Jeżeli błaga
Żeby nią być.