idziemy przez łąkę
gdzie trawa się smuci
graniem świerszczy
już nie słyszę dźwięków
tych małych kroków
pragnących zrozumieć
bezblask moich oczu
boimy się złapać
za rękę i słowa
boimy przedstawić
zbyt wcześnie spróbować
w tle nie szepczą drzewa
o balu w chmurach
trzymają zamiast liści
brzytwy w kaburach
czy mnie jeszcze słyszysz tato
jesteś źdźbłem czy wiatru podmuchem
powszechną odpowiedzią
na skraju roku
a ja siedzę samotnie
wśród krat i potu
zgniatając myśli
na kartkach mroku