dzień jest trzaskiem spod ręki
na pysku
żyletką w ustach noworodka
dzień jak guma antynikotynowa
daje namiastkę
gdy leżę jeszcze w łóżku
wymieniam wszystkie okna
o myśl jasną jak dziewczęca pierś
o myśl lekką jak pszczela kamizelka
ta litania
wysypuję żarówki dnia
zanim się na dobre zadomowi
o, melonie tęsknoty!
o, karczowniku bez głowy!
walisz w pysk dniem
i plewisz mnie sobą
i jątrzysz się w ustach
karmisz gołębie moim krawatem?
no wystrzel mną jeszcze
krwistym jęzorem
zmocz pszczele skrzydła
no wedrzyj się jeszcze
w tę małą przestrzeń
między kropelkami porannego deszczu
nim obrosnę w koszulę
w bułkę
w dzień