patrzę na ciebie z uśmiechem szatana
zanurzam swój wzrok by giął się wraz z tobą
motyli pełna, we wstyd odziana
rozchylasz ust wiotkość kiwając mi głową
patrzę z zachwytem gdy prężysz przede mną
ciała nagiego płonące łąki
wtem czuję na sobie dłoń jakby niepewną
nieśmiałe są zawsze szczęścia początki
rozkoszną dreszczu nicią przeszyta
rozchylasz niewinnie łona uskrzydlenie
bym mógł z mowy ciała to zdanie wyczytać
co jest piekielnym spełnienia pragnieniem
grą rąk zajęci pleciemy z ciał wieńce
i takt swój przyspiesza szalona muzyka
już oddychamy krócej i prędzej
ścieląc swe ciała wilgocią języka
patrzę na ciebie z uśmiechem anioła
kulisz się we mnie głaszcząc po twarzy
dwie krople potu na naszych czołach
i echo rozkoszy w tunelach ciał naszych