boimy się tak cicho
niepostrzeżenie
głęboko
lata upływają przez dziurę w suficie
idą
szybko idą
boimy się
zawsze sami
we dwoje
ja
i dusza mojego psa
oddechy fruną tak daleko od nas
że tylko jego uszy
wychwytują boskie łzy
konwoje łez
boimy się zawsze
osobno
jego strach przychodzi cichutko
ciągnie za ogon
mój wparowuje z łoskotem
zamyka za sobą drzwi
dusi radość
wychodzą
zawsze równocześnie
kiedyś
zrobię tak że nie będziemy się bali
strach schwytam w jego własną pułapkę
ucieknę
usiądziemy w kącie
wtuleni we własne gorycze
zegar tylko tyka i tyka
wróci
tak bardzo nas kocha
dzisiaj nie wiemy co to miłość