Czas mnie zmylił. Myślałam, że jeśli przeczekam burzę,
wszystko wróci do normy. Przeczekałam, wyszło słońce.
Twojej twarzy nie widzę nadal. Malowane krucyfiksy
nie mówią prawdy. Masz taki dziecięcy głos i błękitne oczy,
w których tonę. Codziennie modlę się do czegoś, czego nie widać.
Tłum na ulicy powoduje, że wir samotności wypycha mnie
na głębię. Niedługo utonę, zahaczona nogą o kotwicę.
Uratujesz mnie, wierzę w to, chociaż dzielą nas mile morskie.
Dysonans chwili obejmuje moje ramiona. Szukam w nich wsparcia,
chcę uciec przed przemijaniem bez celu. Bez Niego, a może z Nim.
Chcę zniknąć z mapy świata, zanim fala sztormu zaleje mój pokład.
Krzyk na morzu, to jak mewy o wschodzie, zakochani
i malarz bez pędzla wpatrzony w kłamstwo. Nie znajdę ratunku,
w twoich ramionach.
Czasem dobrze jest się ''wypisać'' jakimś wierszem. Najgorsze jest tłumienie uczuć w sobie, bo można się zamęczyć na śmierć...
i malarz bez pędzla wpatrzony w kłamstwo. Nie znajdę ratunku,
w twoich ramionach."
jak wcześniej coś się klarowało - tak to po prostu rozwałka totalna całego tekstu
a......................"Niemy krzyk..." sprawił ogarnięcie kliche całością....................w tonacji oceny in minus - poza możliwościami Wywroty
Podobnie i dysonans chwili, którym dalej mię katują w różnych sytuacjach. A przecież są momenty. Chociaż te, z natury, momentem są jedynie.
Wiem o tym, trochę się poślizgnęłam na własnym błocie i zdaję sobie z tego sprawę.
Skoczyłam niżej poprzeczki, którą sobie postawiłam (tak jak mi to ktoś powiedział), ale nie usunę tego, ani nie załamię się po nie uzyskaniu autoryzacji, z przyczyn znanych tylko mi.
Dziękuję za komentarze, Oli, tobie pewnie najłatwiej zrozumieć to poplątanie, no i Krystkowi.
Marszyński- lubię twoją krytykę, aaa ^
S- dziękuję, że zajrzałaś, no i za to ostatnie zdanie:)