Ułożyłaś już we mnie do snu jasny dzień
dróg splątany krwioobieg rozsupłałaś prosto
kiedy lęk nocy ropny wśród ostatnich tchnień
wrastał w ciało bolącą pulsująca krostą
cóż łagodność kobieca kiedy we mnie tkwi
od lat noszony oścień trudów moich piętno
nie ma takich zapomnień nie ma takich drzwi
bym za nimi wyrównał serca mego tętno
bym nie myślał przerażeń nocnych nie miał zwid
a tylko ciebie kochał nocą złagodniałą
i tulił cię do środka dotąd kiedy świt
odkryje twoją piękność tak niedbale śmiałą
i tak się szamocemy ty ze mną ja sam
dopóki tu nie przyjdzie los co dzieli łoże
na dwa i gdy zabraknie siły żeby nam
wtulić się w siebie głębiej niby w ciepłe morze
Pozdrawiam
- ostatnie tchnienia
- łagodność kobieca
- noc złagodniała.
I archaizmy typu "piękność". Jak się próbuje zachować rym i rytm, to można popaść w zbędne powtórzenia. Już pomijając kwestię samych rymów, które do najoryginalniejszych też nie należą...
Może jednak napisać od nowa, mimo że to nie takie proste?
Pozdrawiam