nie wyginaj rybakom wioseł, póki brną
w śliskie ryby oddając ramiona tym wiosłom,
nie zataczaj drwalowi ręki, kiedy tnie,
choć i drzewa i ręce nigdy nie odrosną,
nie każ palić malarzom sztalug, póki dłoń
po tekturze się ślizga z malutkim ołówkiem,
chociaż ewę maluje w ubraniu, jak wpada
nie przez węża ale za długą sznurówkę,
nie ucinaj przemowy obrońcom, gdy na skroń
to jedyna dla nich przeciw włóczni tarcza,
chociaż chroni on tego co skroni ze sto
może przebić a i sto mu nie wystarcza
ale trzymaj ich w ryzach, choć miękką masz dłoń
i poczekaj na czasy dla śmierci najprostsze,
kiedy myszom i ludziom zabierze się głos,
a sosny się wyrżnie w pień tępym ostrzem
no i tak, wszystko jest nieuniknione.
Ale chłopie- trudny wiersz napisaleś. Moja recenzentka mówiła mi, że dobry wiersz to taki do którego sie wraca, żeby go zrozumieć. No to wierz mi, że wracam i słucham co napisałes z otwarta buzią i wcale mnie to nie dyskredytuje a raczej nobilituje Ciebie.
Dlatego najwyzsza nota. Bo jest boski. I żyje...:)