Dora Diamant wierzyła że była jego wielką miłością
i to była prawda ale nie do końca prawdziwa
resztę odkryła ongiś pewnego grudniowego zarania
kiedy zastukała do drzwi mieszkania na czwartym piętrze kamienicy przy Grünenwaldstraße -
Franz otworzył ale zmieszany półnagi zagradzał wejście
w środku głos Mileny wywiadywał się kto tam przyszedł
Dora bez słowa obróciła się i zaczęła schodzić
ale na drugim piętrze postanowiła że to nie może tak zostać
zawróciła jeszcze raz zastukała
a gdy on bardzo zdziwiony znowu jej otworzył
strzeliła go w pysk
i teraz już z lżejszym sercem zeszła na pustą przed jutrznią ulicę dzielnicy Steglitz
na szczęście stamtąd było niedaleko do domu Ludwiga Johanna
a ten z pewnością nie miał nikogo oprócz niej
chyba że bolszewizm z angielskim wąsikiem
cała wiedza suma wszystkich porzuconych psów i zawartych na nie odpowiedzi
jest Wielkim Berlinem który poznaje siebie już po twarzy lokaja u drzwi krzesanicy pełnej światła
bo ten kto w nią spojrzy musi się w niej począć by tajemnice byłyby jak najbardziej prawdziwe
a człowiek którego nigdy nie odwołano jeśli tylko patrzy uważnie staje się potem i osoczem
po uwolnieniu spętanym choć najczęściej mieszka tuż obok –
dwadzieścia lat później
napisze do pewnej więźniarki Konzentrationslager Ravensbrück w liście z Londynu
lecz nigdy go nie wyśle nawet pod przymusem macierzystych wyrzutów sumienia
iż nie podziela jej Nephrolithiasis[1] jak też żebraczej tęczy smutnego różu
z przymiarem na całą galaktykę nieodparcie mlecznego popiołu
pod narkozą tułaczej butelki pasiastego ukłonu braku frasobliwej logiki
w stronę socjopatycznego malkontenta który zbliżył się do człowieka
i kompasu nieodwracalnej dyplomacji tych co są nagle szczęśliwi
"by tajemnice byłyby jak najbardziej prawdziwe" - czy mnie sie wydaje, czy o jedno "by" zbyt wiele?