Na wstępie chciałabym powiedzieć, że nie tęsknię
wcale. Prócz tego misia bez uszka, który mi przed snem śpiewał do kołyski.
Pamiętam dokładnie – była wtedy jesień i chcieliśmy zapomnieć
swoje żale, potem usiąść, wypić mleko z miodem.
Teraz już tego nie ma. Most, na którym staliśmy w deszczu
spalił się zeszłej wiosny. Potem wyjechałam, bo było coraz gorzej.
Co z tego, że słońce wchodziło - dłonie bledły i taniały, twarz siniała.
Wtedy dni mijały wolniej – bagaże twoich niedokończonych zdań
przeplatały ulice jak samotne śmietniki. Nie jestem w stanie ich wyliczyć,
nie szukam w nich puszek, ani wczorajszych kebabów.
Nawet łzy nie są tak słoną ozdobą – dostałam nawet monetą w twarz,
za ten połamany nos.
A może za twoją samotność?
Cóż, musisz wiedzieć – nie umieram już, jak kiedyś
codziennie od nowa, od końca i na pozór
tragicznie. Bez egzekucji, na swój sposób, przez pryzmat,
tak jak chciałeś - zabić mnie żywą. Wtedy każdy dzień był
wyzwaniem dla mojej kobiecości.
Nie tęsknię – brakuje tylko misia, tego domu i krzyku mamy,
na której rozbiłeś ostatnią butelkę taniej miłości.
końca.
"moja twarz siniała i nogi bolały od pracy." - ten wers strasznie banalny i wybija z rytmu czytania
"Bez egzekucji, na swój sposób, przez pryzmat,
tak jak chciałeś - zabić żywą. - to zdanie jak dla mnie nazbyt pokrętne, wartałoby dopowiedzieć coś
reszta bardzo do przyjęcia. jest wiersz. to tyle. idę teraz pognębić oli. ;)
"Potem wyjechałam, bo było coraz gorzej -
co z tego, że słońce wchodziło jakby niechciane" - tu odczuwam też lekkie potknięcie. Było coraz gorzej, słońce wchodziło, nie trzeba pisać, że niechciane.
Ogólnie wiersz jest troszkę przegadany, ale może być.
Jest kilka znaków interukncyjnych - lepiej byłoby bez nich:)
"Most na którym " - przecinek
jeszcze sobie jutro pomyślę.