Anka, która pod Opolem, wielkie włości miała
Pewnego biedaczka tak raz namawiała:
„Daj mi, dziadku, raz jeden lemura pogłaskać.
Ja cię srebrem obsypię, złotem, jeśli łaskaw
Będziesz zwierza mi odstąpić przy nagłej potrzebie.”
Wtem się dziad uśmiechnął, niby nie do siebie
i Ance w te słowa rzecze niby z żalem:
„Lemur ten jest druhem wielce doskonałym,
Więc umowę taką zawrzyjmy łaskawie,
Bym odwiedzać mógł lemura przy każdej zabawie,
Co się w twym zamczysku dzieje niemal co dzień
Do tego gwarantujesz kilka nowych odzień,
Łoże z baldachimem , sztućce całe w złocie.
Przecie to nic dla cię w sławy twej polocie”.
Głupia Anka bez namysłu pismo podpisała
I zabrawszy lemura szybko odjechała.
Odtąd przepych się chylić zaczął ku końcowi,
A za miedzą swój zamek stawiał sąsiad nowy.
Dziwnie znany jakiś, choć cały w jedwabiach.
Nie poznała Anka, a był to Dziad – Hrabia.
Lemur skonał już dawno, nie było zamczyska,
Teraz martwi się Anka , co włożyć do pyska
I w żebraczej szacie do sąsiada bieży.
Ten, uradowany, choć ją wzrokiem zmierzył,
Na ucztę Ankę prosi i stawia potrawy
Tu Anka rozpoznaje kawał dawnej nawy,
Potem cegłę po cegle, sztućce pozłacane,
Jedwabie , baldachimy, okiennice znane
I pojęła nagle o co się rozchodzi.
Dziad i lemur choć starzy, umysłami młodzi.
Przenosili przepych Anki tu za płot, za miedzę
Gdy Anka na balach pogłębiała wiedzę
Z zakresu erotyki, i innych lubości
I już Ankę przeszedł dreszcz raz, acz do kości.
Już wiedziała co się święci, no i miała rację –
Dziad ją podźgał szablą, rzucił pod akację
I zakopał, żeby tajemnicę pogrzebać już w glebie.
Taki morał bajki i weź go do siebie:
Kto lemury pieści miast myśleć roztropnie,
Sam pod tą akacją dołek sobie kopie.
Przepych Anki
Anka, kiera pod Łopolem, epny kwartyr miała,
Charbołego boroczka tak roz bajntowała:
„Doj mnie, opa, roz ino lemura pohalać
Jo cię jodłem łopsypać, gorzałkom utaplać
Umie, ino mnie lemura doj na blankie dycki.”
I już się opa chichra, dubie nom zalycki
I rajcuje Ance, keby był markotny:
„ Lemur - kamrat je moj i klyty
Być muszo, cobym umiał lemura badnonć co graczki
Co som w Twojiy kwartynie jak w polu farbiczki.
I dosz mi blank fajne łobleczynie
I ancug, lyże fajne, widełki pozłocyne
To je dyć psinco dla cię dziołszko mojo. „
Gupia Anka się nie ciepała,
Chyciła lemura, drapko czmychnęła.
Tera Kwartyr żadny, daremnie bajntowała.
Fort se sąsiad za płotem nowy zomek stawia.
Diwoko znony, ale w nowym anzugu rozprawia.
Niy do poznanio a to był Pon – Boroczek.
Lemur świntoł już za starego piyrwy
A tera Anka ma głód, ciście durch te wyrwy
Do Boroczka ciście ckliwi się za jodłem.
Ten pocieszny, choć na babę patrzi dzikim zdrzodłem,
Na jadło prosi i gusioka stawia
Tu Anka se poznoła basztek z wzorem pawia,
Cegłówkę po cegłówce, łobroz i kronlojter
I pojoła naroz ten daremny futer
Opa i lemur, choć stare chopy, to kalusy z głowy
Nachabili, co radzili, iże szkoda mowy,
Kieby Anka na graczkach się chopem bawiła
i gorzałką sama siebie upodliła.
Tera Anka już dostaje epnych hercklekotów
Już poznało, co się święci, już je Borok gotów.
I ją rąbnął w łeb moteczkiem, migym – miglanc jeden.
Pod akacjom rzucił miynso i fedruje w glebie.
Morał bajki taki i weź se go chopie
Kto zwierze hala niy myśli roztropnie
Tyn pod tom akacjom dołek sam se kopie.
:D :D :D