Przepych Anki

Jacek

 

Anka, która pod Opolem, wielkie włości miała

Pewnego biedaczka tak raz namawiała:

„Daj mi, dziadku, raz jeden lemura pogłaskać.

Ja cię srebrem obsypię, złotem, jeśli łaskaw

Będziesz zwierza mi odstąpić przy nagłej potrzebie.”

Wtem się dziad uśmiechnął, niby nie do siebie

i Ance w te słowa rzecze niby z żalem:

„Lemur ten jest druhem wielce doskonałym,

Więc umowę taką zawrzyjmy łaskawie,

Bym odwiedzać mógł lemura przy każdej zabawie,

Co się w twym zamczysku dzieje niemal co dzień

Do tego gwarantujesz kilka nowych odzień,

Łoże z baldachimem , sztućce całe w złocie.

Przecie to nic dla cię w sławy twej polocie”.

Głupia Anka bez namysłu pismo podpisała

I zabrawszy lemura szybko odjechała.

Odtąd przepych się chylić zaczął ku końcowi,

A za miedzą swój zamek stawiał sąsiad nowy.

Dziwnie znany jakiś, choć cały w jedwabiach.

Nie poznała Anka, a był to Dziad – Hrabia.

Lemur skonał już dawno, nie było zamczyska,

Teraz martwi się Anka , co włożyć do pyska

I w żebraczej szacie do sąsiada bieży.

Ten, uradowany, choć ją wzrokiem zmierzył,

Na ucztę Ankę prosi i stawia potrawy

Tu Anka rozpoznaje kawał dawnej nawy,

Potem cegłę po cegle, sztućce pozłacane,

Jedwabie , baldachimy, okiennice znane

I pojęła nagle o co się rozchodzi.

Dziad i lemur choć starzy, umysłami młodzi.

Przenosili przepych Anki tu za płot, za miedzę

Gdy Anka na balach pogłębiała wiedzę

Z zakresu erotyki, i innych lubości

I już Ankę przeszedł dreszcz raz, acz do kości.

Już wiedziała co się święci, no i miała rację –

Dziad ją podźgał szablą, rzucił pod akację

I zakopał, żeby tajemnicę pogrzebać już w glebie.

Taki morał bajki i weź go do siebie:

Kto lemury pieści miast myśleć roztropnie,

Sam pod tą akacją dołek sobie kopie.

 

 

Przepych Anki

 

Anka, kiera pod Łopolem, epny kwartyr miała,

Charbołego boroczka tak roz bajntowała:

„Doj mnie, opa, roz  ino lemura pohalać

Jo cię jodłem łopsypać, gorzałkom utaplać

Umie, ino mnie lemura doj na blankie dycki.”

I już się opa chichra, dubie nom zalycki

I rajcuje Ance, keby był markotny:

„ Lemur - kamrat je moj i klyty

Być muszo, cobym umiał lemura badnonć co graczki

Co som w Twojiy kwartynie jak w polu farbiczki.

I dosz mi blank fajne łobleczynie

I ancug,  lyże fajne, widełki pozłocyne

To je dyć psinco dla cię dziołszko mojo. „

Gupia Anka się nie ciepała,

Chyciła lemura, drapko czmychnęła.

Tera Kwartyr żadny, daremnie bajntowała.

Fort se sąsiad za płotem nowy zomek stawia.

Diwoko znony, ale w nowym anzugu rozprawia.

Niy do poznanio a to był Pon – Boroczek.

Lemur świntoł już za starego piyrwy

A tera Anka ma głód, ciście durch te wyrwy

Do Boroczka  ciście ckliwi się za jodłem.

Ten pocieszny, choć na babę patrzi dzikim zdrzodłem,

Na jadło prosi i gusioka stawia

Tu Anka se poznoła basztek z wzorem pawia,

Cegłówkę po cegłówce, łobroz i kronlojter

I pojoła naroz ten daremny futer

Opa i lemur, choć stare chopy, to kalusy z  głowy

Nachabili, co radzili, iże szkoda mowy,

Kieby Anka na graczkach się chopem bawiła

i gorzałką sama siebie upodliła.

Tera Anka już dostaje epnych hercklekotów

Już poznało, co się święci, już je Borok gotów.

I ją rąbnął w łeb moteczkiem, migym – miglanc jeden.

Pod akacjom rzucił miynso i fedruje w glebie.

Morał bajki taki i weź se go chopie

Kto zwierze hala niy myśli roztropnie

Tyn pod tom akacjom dołek sam se kopie.

 

Jacek
Jacek
Wiersz · 17 sierpnia 2010
anonim
Wszystkie komentarze