Wzdłuż naszego muru przechadza się dzielnie
Akteon. Czasami zaczepia ludzi. Pyta o sens zwycięstwa. Zdarza
się, że plują mu w twarz krwią. Nikt nie rozumie, że cel tych
działań jest moralnie dobry, ale da się to wytłumaczyć prostym
równaniem.
To nie tak, że nasz bohater prosi się o śmierć – ostatecznie nie jest
szaleńcem. Wie, że ktoś musi zacząć, więc w odpowiednim
momencie złamie bagnety wskazówek i zepchnie czas w otchłanie
epoletów. Chwila zbliża się jak wiosna i czuje to w pulsujących
stygmatach. Przy naszym murze klęczy Akteon. Jego pierś
przeszywa ostrze sprawiedliwości. To mówię ja z okna ulicy Miodowej.
1.08.1944
Wrócę tu jeszcze. :)