bezmiar

palukse

Wymiot

noc jak śnieg czarna lecą
zabielane ptaki
ocierają grzbietem chmury
chmury
chmury
są dziś nisko
ostatnie piętra kamienic już zakryte mgłą

Podmiot

ludzie zbici w szarą masę
bezmyślnie milczącą w miejscach
nasilonego handlu zmieniają się
w trzynogie bestie o ośmiu głowach oczy
ich jak tunele łączące dwa światy
miłość i śmierć

Chodnik

nierówno wyboiście betonowo szaro
czasem jakieś gołębie
całe obklejone smołą
zerkną smutnym wzrokiem w przestrzeń
to miasto przytłacza to miasto zniewala
to miasto fascynuje i uwalnia

Brak

brak świateł w bramach jaskiniach zła
podwórza są uwspółcześniona wersją pop kulturowej gehenny
stężenie moczu w powietrzu wielokrotnie przewyższa
to w pęcherzu
szarość deszcz brudne okna smutni ludzie

Niemożność

nie mogę myśli oderwać przykute do trotuaru
powodują że chodzę w pozycji na poły zgiętej
ja człowiek z prowincji
cichutki nieśmiały
szczery...
Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Słaby 9 głosów
palukse
palukse
Wiersz · 22 stycznia 2001
anonim