Landrynki

Joanna Krzepina

Jak będziesz moim bratem, to będziesz mnie mógł bić, ile zechcesz.

I. Na poligonie. 

Sekrety. Dołek w ziemi
wykładasz kwiatami, na to kawałek szyby, przysypane i już 
można rozmyślać, że ktoś nadejdzie, a wtedy
szukaj Sekretów, szukaj. 

II. Nadłącze.

Betonowy prostokąt nabierał ciepła, a oddawał cuda. 
Przy nim żółta tablica zakaz wysypywania DZieci.

III. Ważne daty i miejsca, jak to. 

Ksiądz przemawiał długo, ze smutkiem. Patrzył w krzaki,
miał sukienkę w groszki i sandały - 
tak samo, jak wlokący się za pudełkiem po butach
orszak żałobników, sieroty i wdowa po kanarku.
Tamtej małej było ładnie z warkoczami.






 

Joanna Krzepina
Joanna Krzepina
Wiersz · 26 sierpnia 2010
anonim
  • Ir
    Trzecia część jakoś najbardziej...może dlatego, że ciagle mam w pamięci pogrzeb chomika, jaki moje dziecko odprawiło w podobny sposób.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Tomasz Smogór
    To jest świetny film, co przytaczasz. Dobry wiersz.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Marcin Sierszyński
    Wschodnia dusza w tych wierszach, a wciąż o krok za daleko od "ośmielonej wyobraźni". Jakby cię coś powstrzymywało od puszczenia wodzów fantazji, spisania bardziej niepokojących obrazów, dodania sennych wydarzeń, nierzeczywistej symboliki.

    Dlatego uważnie obserwuję, bo krok mimo wszystko jest krokiem.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Jacek
    "DZieci." to nie literówka? Pytam tylko.

    Zdecydowanie najlepsza część kończąca. Nie zgodzę się z Marcinem. Ty po prostu zdajesz się bazować na zupełnie innym materiale , niż ten wykorzystywany przez wszystkich. Idziesz w stronę jakiegoś specyficznego realizmu odczuć i nie gubisz się. Pielęgnuj swój styl, bo zaraz zaleje nas echo futurystycznych odmętów, a wówczas dobrze będzie do Ciebie wrócić.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Joanna Krzepina
    dziękuję Wszystkim za słowo.
    nie Jacku, DZieci to nie literówka. chodziło mi o tablicę, na której był pewien zakaz, jemu ktoś starł i przemalował dwie pierwsze litery. rzecz jasna, wcześniej było ..ieci ;)

    pozdrawiam

    · Zgłoś · 14 lat
  • Justyna D. Barańska
    przypomina mi Mrożkowe oblężone miasto i pogrzeb rybek (pierwszych i chyba jedynych ofiar), podczas którego ksiądz czy tam biskup wpadł do dołu. wprowadzenie absurdu i śmiechu przez łzy w trudne sytuacje jest warty braw, gdy jest udany. a tu się udało. chociaż śmiechu nie ma.
    w każdym razie poruszająca sprawa, tak stać z boku i obserwować, jak można sobie poradzić.

    · Zgłoś · 14 lat