Wysiadam zaraz za domem
na peronie sto dwudziestym szóstym
czeka ostatnia ławka przy oknie
i tak jest żałośnie pusto
ostatnim pociągiem
śmierć much na rozbitych szybach
nie dogonią więcej
już nikogo
tyle rozstań widziano
ktoś odjechał
wrócił
na mnie nie czeka nikt
ja na nikogo nie czekam
serduszko rysuję
na obłupanym progu
peron sto dwudziesty szósty
Atlantydą miłości zostanie
ostatnim pociągiem
śmierć much na rozbitych szybach" tu mi coś nie gra. Niby przerzutnia w drugim do trzeciej, ale pierwszy wers jest taki nie do tematu. Bez niego całkiem mocne.
"zza torów
piski cichutkie" to wydaje się zbędne.
"po mnie nikt nie przyjedzie
do mnie nikt nie wysiądzie" - weź to ujmij jakoś inaczej, bo przyjedzie a wysiądzie, to tak jakby to samo. Może nikt na ciebie nie czeka i ty nie czekasz na nikogo?
Po za tym powtarzają ci się słowa : peron, ściana. Są momenty. Szkoda ich nie wykorzystać.
"na mnie nie czeka nikt
ja na nikogo nie czekam
serduszko rysuję" !!!
I ten dopełniacz na końcu...
Niech wiersz ten będzie podwodny niczym Atlantyda.
przywitania i pożegnania - stały zestaw jak dla dworców. a puenta to taki Filip z konopi, skąd tu nagle Atlantyda?