Ballada wiosennego życia zdesperowanego nałogowca

poetzl

właśnie zdałam sobie sprawę
jak dawno nie pisaliśmy
jak danwo JA nie pisałam
nie tylko do ciebie ...
wszystko zaczyna wchodzić mi w krew
godzina piąta rano
"wstawaj - mamy truskawki na kaca"
godzina ósma rano
idziemy się uczyć
tak tak słońce
grać w quake'a
albo żyć
godzina siedemnasta
tego sobie nie daruję
i nikt mi też nie pomoże
nie ma zmiłuj się
idziemy pić
to wszystko zaczyna być nawykiem
jak to, że przychodzę z budy i śpię
(za dużo witaminy C
i A połknęłam
żeby się uspokoić
zemdleć
może się uspokoję
może zemdleję
ale jakoś ciągnę dalej
nie przejmując się wcale)
jak to, że wstaję i włączam I eR Ce
jak to, że 15 przychodzą rachunki
za telefon
tyle pieniędzy
za wielką namiętność i czułość
przez pieprzony kabelek
znów uciekł mi autobus
autobus do krainy ...
właśnie
jak powinnam nazwać swój dom?
kraina stabilizacji
moi przyjaciele!
wszyscy którzy dali mi jakąś
niepowtarzalną chwilę
radę
uśmiech
moi wrogowie!
haha...moim wrogiem jest czas
który ucieka
ucieka
mówicie czas goni
czas ucieka
zabija się czas
a jak wskrzesza?
czas
słońce
faceci
internet
nalewki
listy
szkoła
imprezy
doly
każda chwila mojego życia
wszystko czyni mnie
z dnia na dzień
coraz bardziej
szaloną
silną
mądrą
dojrzałą
koniec świata ...
to będzie moja śmierć
będzie dla mnie początkiem
kołowrotu egzystencji
przelałam wszystko
co chciałam z siebie przelać
boję się
znów zataczam koło
które tak pragnę zahamować
kolejna garść tabletek
kolejne impulsy z I eR Ce
godzina ósma rano szkoła
życia
i skończy się na nalewkach
boję się
a ty mówisz
że nie ma się czego bać

poetzl
poetzl
Wiersz · 13 lutego 2001
anonim