Wiesz, Walerio, takimi zmokniętymi wieczorami można dorastać
i wracać na miejsce, w ziarenko, które jeszcze nie zaczyna pękania.
To nazywamy klatką, mieszczącą stare rytuały;
na wierzchu ubita filiżanka z jakiegoś motelu. Jest wiosna.
I jeszcze dworcowe tunele, Walerio, twoje portrety wiezione do ojca,
brakuje tylko pośmiertnego. Tak wygląda przejście
międzyświatowe, podobno. Motyli lot w stronę światła.
Wszystko ma zwieńczenie, Walerio,
również nadstolikowe gapienie się na przechodniów, ich mieszkania,
książki i ulubione piosenki, wpisane w sposób chodzenia. Na później
zostaje tresura kota i układanie klatek, jedna po drugiej, aż do filmu.
Dziękuje, Hayde, bardzo, ale to bardzo mi się zrobiło miło, że takie rzeczy z Twojej klawiatury widzę.
Ewa, ja się dosyć obawiałam wstawienia tego. Bo ja się zazwyczaj staram pisać na chłodno i nie przysłaniać samej sobie wykonania hmmm... jakimś tam tematem. A tu było bardziej czucie niż... noo, zresztą, nie ma co tłumaczyć. dziękuję.
Piękny wiersz.
dziękuję.
i chyba prócz smutku i wspomnień poruszyłaś we mnie coś co sprawiło, że Wywrota na chwilę stała się TAMTYM domem.
no, w każdym razie, ja proszę o więcej takich.