Oda do pustego

Dżastin

 

 

Do wszystkich modlitw, co ranią
z precyzją z zapałek składane poszycie
miękkie póki mech nie opiera się wołaniom
i zwiedziony snem w środek łkania
w miasto się chowa pod parasola ukryciem.

 

Do marzeń sennych, co ranią
tylko przez chwilę małą – po przebudzeniu.
Z rzeczywistością w pysku misternie utkaną
skamleć będzie, lizać rany rzewne
satynową smyczą oplecione wierne psie natchnienie.

 

Wołam bez wiary szpecącej maskę Harlequina
- wylany na stare płótno kiepski art noveau,
jak wypocina.
Cichnę jednak szybko, zjadam każde słowo.

 

Wynurzam palce już od niechcenia.
Wrażenie dotyku muska je czasem,
jak w jasnym cyklu biegnące cienie.
 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry+ 6 głosów
Dżastin
Dżastin
Wiersz · 24 listopada 2010
anonim