*Ponoć Rimbaud
na szklanym ekranie wchodził
Leonardem Di Caprio Verlaine'owi
w dupę i totalnie zaćmiło
Agnieszką Holland
1.
w zaraniu uwertury warga dolna musi się przesunąć
poza czubek nosa wtedy powstaje wizerunkowy
portret krytyka (Boy już dziś passé
ponoć przecież) kciuk i wskazujący na kształt łezki i
już można prowokować płacz
kretoretycznie
arytmicznym ciągiem te same dygresje nucą
suitują rzężą przedłużacz za przedłużaczem
z uziemieniem w sieci płynie
absolut
2.
bóg kiedyś wsparł się człowiekiem starł się
człowiekiem i zdarł bilety do nieba
przysyłają zaocznie ciągiem ci sami kolejni powołani
wywołani wybrańcy olejnie malowani że niby w wylewanej
wodzie tłuszcz na tafli
ozorów
(truizmy wiersza nie czynią)
liczy się nike za każdą cenę a że ona
zwycięska ze skrzydłami i ciągiem
ta sama bez głowy w samotrackim
wizerunku cóż ulot-k-ność samo-s-trata (truizmy
wiersza przyczyną czy pytajnik dodać i
sratatata) warto byłoby
mieć w dupie bez prze-
-ciągu wielokropków zwłaszcza
że zamknięte okna a siadanie na gołej
ziemi nie czyni przypominanym
w spleenięciach anteuszem bo do
ateusza ciu-ciut i wilkiem zerka
wilkiem łaknie zadusznym ciągiem
metamorficznie (truizmy i płytkie nawiązania
głęboko się mają dokładnie tam
gdzie o konstytucjach śpiewał
janerka) mówią nie rozmieniaj się
na drobne bo skończysz jak judasz wahadłem
na drzewie niekoniecznie dobrych
wiadomości w okolicach Się pisanego dużą bukwą
i pochyłą czcionką w ciągu nawiązania do metafizyki
heideggera (czytanej schaefferem bo jakoś wypada
uwiarygodnić swój zbukwiony teatr
widziany ogromnie
z innego odniesienia) hipnoza
czas sylogizuje sedno na
terror error i samogwałt erystyką bez ręcznego
hamulca (nie bardzo mogę nie bardzo
chcę jezu nie cieszę się bardzę
bardzę bardzę sobą truizmy płytkie nawiązania
przytakiwać mają siedzeniem na du----
-szy porcelanowym chińczykiem
bijąc czołem przytakującym
po łebkach z misia nie tego
ze stumilowego lasu
ale z takim rozumkiem rozbitym
piegowatą wielokropkami kostką
w kasynie)
3.
ksantypo kiedy mi się zwierszasz z TY w JA
to naczaśnie nie wywierszam jedynie przenoszę
odniesienia roznosząc platon i tak to rozegra
z myślą o własnym tyłku marząc o zgrabnym
rzeźbieniu ud i udawań werystyki wersyfikacją
w gówno-prawdzie albo z palcem w
kontakcie relatywizując (przecież trzeba mieć
jakieś sacrum przy ciągu sark-um konfesja wchodząc
haustem rozchodzi się po kościach nie żebram pociągów
żebraczczeń nie wydycham dla wzdychań
za dychę) miarka się nie raz przebrała
w różne maski by nabrać kształtu na miarę
szklanki na granicy prozy i poezji jestem
pomiędzy (jedno i drugie nogą ja pośrodku
chmurnoryjnie wiszę przecinkiem skrótem
partykułą zaklęty ciągiem) myślą
dla wy-zdania
(u poszło obok nie-głoska-niem)
4.
mam śniętą przestrzeń łóżka z widokiem
na drzwi i aberruję hibernuję (truizmy cykają cykutą
wiersze spadają w
homo sum
humani nihil a me alienum
PUTTANA zakolami łaciny od kuchni
włosek po włosku) zapuszczam kołtun i dredy
pod prawą pachwiną (nauczę się
z tym chodzić wywęszę sens
gdy nauczę się wąchać
bez ciągu
wahania)
5.
(ubrałbyś się arek
porządnie boś w swym po co
spocony chcesz reje wodzić za nos
czy tany chochole
płytkich nawiązań)
nawiasy pochylają się w nowe szaty
imperium tumanum szaty-
-ryczą
nagą
odbytnicą niestety bez kursywej za daleko
od-do prawdy rejtana (koszula od dejaniry
to tylko mit trzeba więc wyjść
z hipnozy w normal ale to i tak wisi jak przecinkowi
co się ciągiem stawia dobrze
postawiony sam sobie) skończę
sobą bo z-
-danie trwa z-
-ranione uwerturą
zarania (arek nie pierdol
uprawiaj powiedział ciągiem
ten sam podglądacz)
trzęsie
6.
są sprawy z których tylko kurwie
można się wyspowiadać jeśli
zapłacze wtedy pięść
na piersi lżej
pulsuje (ale o tym ciągu sza
wyznanie kosztuje) trzęsie
(wyrywam język
w bucie wołacz zwisa mi mieczem na
końskim kołtunie to nie pegaz
rzuca w pysk
wyrżony wyrżnięty obśliniony kamień
na ozór gadać mi się nie chce
i nie pamiętam jąkania
które do mnie i tak
nie należało)
(szewcy kuszą opuentelką
witkacewki a ona Się stawia
pytaniem
czy chcę jednak pofiglować
czy tym samym ciągiem odmawiam
za pokutę)
wzięła mnie w nawias
wiążąc płytką
anal-no-logiką
7.
błąd już nie jest przywilejem
filozofów bo siódma rani
strofą godziną dniem
głównie grzechem (budzik stanął
wszak mężczyźnie
coś stać musi ciągiem) obłęd przywilejem
geniusza (genitaliusz zawisł
wskazówka ku górze
kciuk do dołu) ósmej
nie będzie
(cyku-cyku-ta-tarata)
(warga dolna zawisła ciągiem
uwerturą ślinotoku) bóg święci
spokój (ni-
-ć-
-u-
-rwa-
-na)
ale w ten tekście mam wrażenie, że słowa są większe nisz treść.
i nie wiem, czy mam się z tego cieszyć...
człowiekiem i zdarł bilety do nieba
przysyłają zaocznie ciągiem ci sami kolejni powołani
wywołani wybrańcy olejnie malowani że niby w wylewanej
wodzie tłuszcz na tafli
ozorów
(truizmy wiersza nie czynią)
to mi się spodobało Arku! :)