Po maluchu

Kundel

Mała Ala nazwała mnie chujem, mówi tak
za każdym razem, gdy przyjeżdżam odwiedzić
jej tatusia (nazwanego z kolei Jezusem).
Nie posiadam się z dumy, „chuju” brzmi niepomiernie
twardziej, niż jakiś tam „wuj”.
„Chuju, chuju!” – słyszę przy kolejnym kieliszku,
przechylonym do spółki z Jezusem.

 

Jezus jest dobrym synem,
ojcem i mężem. Pracuje w Kolejach Dolnośląskich.

 

„Wyborowa mnie zaspokaja” – oświadczam
pod koniec stawki, kalecząc język
natychmiastowym ugryzieniem.
„Ty masz Agnieszkę”, głos dusi się,
zawieszony w pół słowa.

 

Agnieszka natomiast kastruje koty.

 

„Pora na mnie” – mówię, oparty o futrynę.
Złośliwość własnych słów przemyślę jutro.
Teraz nie trzeba, teraz nie należy.
Zaspokojony Wyborową, jestem jej przecież

synem, ojcem i mężem.
 

Kundel
Kundel
Wiersz · 10 grudnia 2010
anonim
Usunięto 1 komentarz