Boję się zacząć, bo wiem jak ciężko do końca ciągnąć rozpacz
za sobą. Zostawiłam zbyt łatwo i teraz boję się żalu, że nic co obce
zmieni się jak ktoś, kto mówił – będę.
Nad ranem budzę się pod puchem samotnie; ktoś wyjechał, odszedł,
zapomniał. O słowach tyle, że zakuwają w kajdany. Dlatego nic we mnie,
a beze mnie wszystko co prawdziwe – zostanie.
Ja też zapomniałam; jak łatwo przerwać łańcuch i pożegnać się
milczeniem. Niszczeją lata, a tuszem wymalowanego obrazu
nikt nie zdołał zapamiętać.