usta stygły mi wolniej niż nuklearny kocioł
celowałem w ludzi chłodnymi słówkami
całowałem klamki ponurych gabinetów –
nic nie potrafiło zdusić na wpół otwartego ognia
i wtedy przybiegł obłąkany strażak
twój palec wycelowany w dal a na nim napis
wyjazd
bladość grzecznie jak pierwszokomunijna panna
przydreptała łepek skłoniła
i przyklękła pod nosem
chłodna tak jak sobie życzyłaś
drżąca jak nie życzyłabyś nikomu
Pozdrawiam.