nadprzestrzeń
a w niej rozpryski zielonego światła
którymi malarka bez postaci głaszcze powietrze
szeptem
ponad problemami
znam artystkę od małego
od rana do nocy i później
rozmawia ze światem
śmieje się z wad które świecą jasno
jak drzewo które ukorzeniło w powietrzu
płynny grunt i otwarte otoczenie
nie mam nic na sobie
takiej lekkości nie da się pominąć we wspomnieniach
i co z tego kim jestem
mężczyzna to kobieta w moim ciele
głaszczę jej dłonie w moich dłoniach
czysty poranek
znowu się uśmiecha
spaliśmy spokojnie nie ma bólu
szepcze przewrotnie o smaku herbaty z cytryną
mieni się barwami ciepłych odczuć
poza dyskutantami chcącymi zniszczyć nastrój
daje się utulić jeszcze jedną minutą bez budzika
nie martwię się gdy znika
pozostawia po sobie ciepły ślad w piersi
rozpoznaję ją po lekkim pulsie
a wieczorem zaproszę na ciche nuty
może zechce przyjść
Ale boski w swej prostocie (znaczy się klip) :D
ale wiersza jakoś nie mogę przyswoić