Tomasz Porzych diakon katecheta i łachmyta
napisał na mnie kiedyś pieprzony donos
(jest satanistą chodzi z gołym brzuchem dzieci się go boją)
w wyniku czego wyleli mnie na zbitą skorupę
z i tak kiepsko płatnej roboty
powinienem mu powiedzieć jaki z niego śmieć i parówa
a gdyby poszedł siedzieć to pod celą pomiataliby nim najwięksi frajerzy
jak też napisać donos do biskupa albo skurwionej prasy lewicowej
(na jedno wychodzi)
ale u nas na dzielnicy donosy piszą tylko śmiecie i parówy
w grę wchodzi także skarga
do prezesa Ligi Przeciwko Zniesławieniu lub przewodniczącego Komunistycznej Partii Chin
jednak mam w szerokim poważaniu
Ligę Przeciwko Partii i Komunistyczne Zniesławienie Chin
(może odwrotnie ale nazwy nigdy nie miały znaczenia)
możliwy jest zawsze wiersz
(jak modlitwa curriculum vitae czy sejmowe exposé)
z zastosowaniem bardzo ekspresywnych środków wyrazu
lecz liryzmu brakuje mi nawet na tyle
by wyjść z domu by wyjść z siebie by się porządnie spuścić
dopuszczalna jest nieraz tak zwana proza interwencyjna
powiedzmy w formie chociażby powieści z kluczem
gdzie klucz skojarzy się z łańcuchem
(którym mam przytroczone klucze do paska)
będącym czymś w rodzaju uwspółcześnionego cilicium
tak sobie myślę między godziną dwudziesta trzecią a północą
że warto jednak w tym momencie pójść spać
(o wiele prościej byłoby się po prostu położyć)
a Tomasza Porzycha pozostawić nowej formie nie uwzględnionej w klasyfikacji dziesiętnej
na którą wybitne umysły w typie Winnie Mandeli postawiłyby swoje puste karty kredytowe
- Myślałem, że będzie to puste mamrotanie, bo taki był początek, ale wiersz okazał się ciekawy. Dużo chcesz powiedzieć, dużo na raz. Czy to dobrze? Trudno powiedzieć, na pewno nie akurat temu tekstowi nie robi to źle. Nie rzuca się w oczy, nie jest to nachalne, bo umiejętnie stopniujesz informacje. Będą mówić, że zbyt wulgarnie, ale nie słuchaj, bo ten tekst ma do rzeczonej wulgarności dystans i jest ponad nią. Ja za.