użycz mi cz. 1
dziękuję wspaniała za sen – za katastrofy samochodów za szkło i papier na którym
czas jest jak poręcz – za strofy – za dźwięk maszyn – suwaki szyny i taśmy produkcyjne –
dźwięk huty, stal i błękit –
za pomniki i bloki do których wzlatują sikorki jak elektryczny swąd –
kałuże, nylonówki, meduzy w kałużach gdy grają –
przed snem, drapiemy się po plecach, drapiemy
strupy? całujemy się przez noc i zaraz po przebudzeniu, wyliczając prawdy –
użycz mi brzytwy dla otarcia nosa, druga, użycz mi brzytwy dla otarcia języka,
użycz mi brzytwy dla otarcia serca i obróć mnie w ducha, w kurz, w ślinę,
odwrotnie, opacznie, wspak, obróć mnie na łóżku, w końcu zmyślamy –
pod miastem jest ocean – który niedługo zamarznie –
moim obowiązkiem jest go przeszukać jak oczodół porzuconej czaszki,
pod miastem jest ocean – bezimienne pastwisko, fuga i słowo,
ciągle opadający dźwięk –
podział i opornik – elektryczny swąd –
głowa – gwiazda którą smaga batem woźnica kat,
ja sam, brnąc przez błoto, odchodząc od spokoju, brnąc przez błoto,
na poranek, na ratunek, na świt
sty 2011
no i znowu mocno, podoba mi się taka podwójna płaszczyzna i podwójny status tej rzeczywistości, bo prawda to czy jawa? i które to nazwać można jawą, a które snem? zwłaszcza, gdy do głosu dochodzą uczucia i te uczucia zaczynają malować przestrzeń tak dogłębnie, że oczodoły w końcu rozleją się tymi oceanami albo ktoś na łóżku obok trąci przez przypadek łokciem. takie to czułe, a jednocześnie rozrywające tkanki, zupełnie jakbyś grzebał w czytelniku.