Dwoiły się pinezki źrenic,
poszerzone krążki w małych główkach,
otoczone dziesiątką odcieni
w minorowych tęczówkach.
Przechodziło przeze mnie niebo,
małymi wielbłądami garbatych obłoków,
w kukułczej przestrzeni piętrzyły się wokół
stada saren wyciętych z papieru
i stwory podobne drzewom,
rozpinały się żagle brzuchate,
na okrętach zamkniętych w butelce,
pękatej jak małe gąsiory
ze wspomnieniem łotrów piratów
w przestrzeni sinoniebieskiej.
Płynąłem martwo przez światy,
zzieleniałe od glonów i pleśni,
nawet wodnik, trzciną wąsaty,
stał bez ruchu w ołtarzu kwiatów,
mchem zarosły, zastygły w boleści.
W mętnej wodzie boginek kształty,
wiatr rozwiewał byle podmuchem,
leśne drzewa pieśni rybałtów,
wyszumiały gdym płynął martwy
i oddały mi swego ducha.
http://www.wywrota.pl/db/artykuly/18255_...