dawniej pociągi były szybsze,
chociaż bez wygód i bez zniżek,
czasem konduktor groźnie mruknął
na zaplamiony kawą bilet,
a na podłodze rozłożeni,
palili z lufki pułkownicy
i każdy z nich z osobna gwizdał,
na pasażerów – tych w spódnicy,
przypominali stare czasy,
ciężko obuci oficerowie
i polewali tanią wódkę,
kupioną gdzieś na Czerniakowie,
stare babuszki z tobołkami,
z chustką pod brodą przewiązaną,
lnem handlowały i garnkami,
na bańki mleka albo dzbany,
byli też chłopcy w burych czapkach
i grali w karty na dolary
i warszawiacy w chustkach w kratkę,
co wieźli tokaj od Madziarów,
a maszynista tylko patrzył,
głowę zadzierał jak żyrafa,
byle nie kazał mu zatrzymać
lokomotywy, zły semafor
tekst zgrabny, widać pracę na obu poziomach, gładząc formę, nie zapominasz o treści. tutaj znów możemy mówić o pewnej magii, choć może to tylko nostalgia. powiedz mi, skąd taki młody człowiek bierze w swoich utworach tyle przeszłości?
'Jeżelim stwórco posiadł słowo, dar Twój świetny (...) nie natchnij mnie hymnami, bo nie hymnów trzeba tym którzy w zżartej piersi pod brudną koszulą, czcze serca noszą krzycząc za kawałkiem chleba(...)'
Pozdrawiam z prawie Ukrainy!