teraz już nie jesteśmy sami – w powyciąganych rękawach
listy bez znaczka chowamy przed sobą trudne powietrze
plącze nasze myśli na koniec cisza pod płaszczem ulic
każe odejść odpuścić
potrafimy doskonale żyć bez ryzyka zasypiamy w kolejkach
do lekarzy i nie śpiewamy serenad pod oknami wciąż
jesteśmy podobni do innych bladych twarzy cerowane
uśmiechy powoli zabijają to coś czego nie ma śmieją się
z nas kłębki kurzu że nie potrafimy kochać normalnie
wiem tylko że to nieprawda i kiedy jutro zabraknie treści
- to będzie nasz czas usiądę obok na ławce nie patrząc w oczy
opatrzę ci rozstrzelane ramię w zamian za to dostanę po głowie
konsternacją szczęścia wierząc w przemęczone litery twojego
ciała.
podoba mi się rozstrzelane ramię.
Chcemy wygrywać, a przynajmniej zachować równowagę. Może warto zrobić jakiś krok nim wszystko się zawali.
Wiersz bardzo dobry Figo
Chociaż to ramię rozstrzelane pociskami ognistymi jak w "romans z petitem" jest oznaką bezradności, jaką ta na pozór obojętność nakazuje. No i śmiech.
listy bez znaczka chowamy przed sobą trudne powietrze" - bardzo mi to ładnie melodyjnie zagrało. lubię, kiedy dwa obrazy nakładają się na siebie, bo dobrze się patrzy na taki przepływ wyobraźnią.
" wciąż śpimy osobno" - tak sobie myślę, że te słowa albo się w nieodpowiednim miejscu znalazły, albo w ogóle ich nie powinny być. bo w tym wersie stanowią pewną dobitkę. ale to tylko moje zdanie.
"opatrzę ci rozstrzelane ramię " - a tutaj jeszcze przymiotnik, zupełnie z innego pola semantycznego i nie pasuje mi do całości, gdzie najostrzejszym narzędziem wymierzonym w bohaterów był śmiech.
poza tymi drobnostkami wiersz mi się spodobał. gdzieś tu mamy uchwycenie codzienności, miłość w "standardach", a jednak ukazuje się ta jednostkowa strona. każda miłość jest inna, choć wygląda bardzo podobnie.
widzisz, mówiłam ci, że matematyka służy.