Jose przygląda się swoim sutkom, twardnieją
z każdą myślą o matkach z Jukatanu. mroczne uliczki
i ich wysublimowane damy gwałcone pod wapienną ścianą.
martwe usta szepcą do ucha o bezkresach Atlantyku,
napuchniętych ciałach - Jose kocha ocean.
piasek pachnie solą,
zaciera oczy;
Jose na brzegu* ze swoim bogiem
rozmawia o śmierciach.
________________________________________
*w przydrożnych knajpach czas płynie szybciej
zachłanne wody odchodzą bez syna.
Ja też, ja też ;)
co do samego tekstu mam chyba najdziwniejszą interpretację, jaka kiedykolwiek przyszła mi do głowy przy tekstach. bo tak sobie myślę, że skoro ocean utożsamiany jest z ciałem, a Jose to taki z leksza zboczek, to nic dziwnego, że chciałby się rzucić w ramiona tego ciała i w jakiś taki sposób może skończyć ze sobą. ale jednak tego nie robi. sinusoida - przypływ chęci, podniecenia, sił witalnych, które prowadzą do tanatosa, a zaraz po tym odpływ - ocean w swoją stronę, Jose w swoją, ale może się jeszcze spotkają przy następnym przypływie.
więc albo mówimy o wiecznie niedoszłym samobójcy albo Atlantyk utożsamimy z kobietą, z którą się schodzi i rozchodzi.
lubię jak mi tekst pozwala tak sobie pomyśleć, aczkolwiek z rezerwą podchodzę do takich słów jak "bezkres".
Mocny obraz nam przedstawiasz. Brutalny, a jednocześnie jakbyś nie miała ochoty używać do tego równie brutalnego języka. Co wywołuje wrażenie.
Co do gwiazdek - gwiazdka jako odnośnik.
Pozdrawiam i dzięki za zaglądnięcie,
P.