Krzywię się brakiem zapiętego poczucia bezpieczeństwa. Bez nazewnictwa.
Wciągam bukiet, tylko nuty krawędzi myśli. Pościg rozszarpanego otoczenia.
Błysk wczorajszej idei to rynsztok przyrzeczenia, że to ostatni mściwy wpis.
Beznamiętność bez znaczenia.
Bukiet - kojarzy się z kwiatami lub warzywami, więc wciągasz w to bezpieczeństwo, bo to jednak kojarzy się ze spokojem, a za chwilę zderzasz z obrazem, które nijak się łączy - krawędzie myśli. Rozumiem, że nuty wzięły się z wyrażenia, jakie stosuje się przy winach czy wywarach... "zupa pieczarkowa z nutką czegoś tam".
Za bardzo udziwniasz i w tym gubi się sens.
"Wciągam bukiet" - ja bym tu bardziej zwróciła uwagę na słowo "wciągam", które ma wiadome konotacje, co z kolei wyjaśnia krawędzi myśli, te niezbyt bezpieczne skraje, poszarpane otoczenia.
Idąc za ciosem - błysk wczorajszej idei - to te wszystkie genialne pomysły, które przychodzą do głowy, ten cudowny zapał i przekonanie, że możliwe jest wszystko; to na drugi dzień często okazuje się zapałkami, nie zapałem i konstatacją, że więcej jest możliwych nieszczęść niż powodzeń. Ostatni wers to już typowy powrót do rzeczywistości, codzienne zobojętnienie.
Jestem za.