wychodzi z gara – wolny – a szczęśliwy w miejscach w których
nie dostał wpierdol – gdzieniegdzie ściele się wesele i śnieg –
a z mostu – Rozpadało się i rozpycha się –
obłędem, tłucze się łyżeczką o słoik, tłucze się gdy mi zimno,
tłucze się jak marek po piekle z małpką i nożem,
maleńkie naparstki trzyma w łóżku jak zachmurzone niebo
zachmurzoną bibliotekarkę, zamarznięta przygoda małego
trzyma nas w miejscu – reżim czasu –
wraki samochodów utrzymane w ładnym stanie – w piasku
jak w obcym ciele –
– wychodzi z gara – żyd
– kapusta kiszona zwisa mu z uszu jak dym –
dzwoni jak błękitne pejsy –
tym razem nie byłem grzeczny,
moje nieistniejące psy są jak nieistniejące państwa,
już cię zwąchały – choć nie dla rozkazu,
ale wszystko jeszcze niebieskawe – bez barw –
uciekaj zdrów