na krawężniku pod brzozami, w samym środku miasta
(jakby świata) siedzi chłopiec, urządza pogrzeby zmarłym
liściom, bo znowu ta jesień pałęta się w palta,
w powietrzu roznosi zapach swetrów, a zimno
sprzyja kochaniu. higroskopia przylegania
ciał, choć ten malec zbyt mały, żeby pożądać,
dla niego niepotrzebnie zagojone rany, ciepłe
ubrania krępujące ruchy. siedzi smutny,
smutno się uśmiecha, lecz co to za uśmiech,
jakby pękały szwy
na ustach.
[16:30, jesień]
liściom, bo znowu ta jesień pałęta się w palta,", niesamowity klimat zatroskanych skojarzeń moich, po przeczytaniu:)
ja generalnie mam słabość (czytelniczą) do dziecięcych motywów w wierszach
co prawda przedostatnia strofoida trochę słabsza, ale też zbytnio nie razi
tym mocniejszy efekt w poincie
tytuł również zapodałbym w kwadratowym, a zrezygnował z datowania w końcówce