zanim poszedłem do szkoły
bałem się chodzić na strych
bo jak wieść gminna niosła
siedział tam na pogoebbelsowskiej westfalce
mandaryn
z oczami skośnymi jak Frische Nehrung
dzierżąc w dłoniach samurajski miecz
z czasem jednak
upodobnił się do pająka jakich wiele
a jego ostry argument do krzyża
który był zmuszony nosić na plecach
by w końcu rozpłynąć się w bezkresie smutnego kurzu
mojemu trzyletniemu synowi
mandaryn kojarzył się jedynie
z kapciem czyli czymś pluszowym
lecz na strychu kapcia nie znalazł
za to od razu natrafił
na solidną drabinę i okienko w dachu
prowizorkę autostrady do wylotu komina
najpewniej kiedyś stanie tam wyprostowany
i będzie krzyczał ptakom w twarz obojętnie co
aż krtań ulegnie samozniszczeniu –
scenariusz możliwy
jednak nie dla wychowanych
w duchu chińskich baśni
oraz lęków przestrzeni
A zycie wg scenariusza?
Z jednej strony boimy sie tego, czego nie znamy. I te strachy przybieraja rozne dziwne ksztalty, cienie, barwy, dzwieki, ale z kolei i strachy osobiste obrastaja naszym doswiadczaniem. I nie wiem, ale jakos przypomnial mi sie w tym momencie Pawlak, cieszący się, ze za sasiada bedzie mial Kargula - wroga, ktorego zna.
"jednak nie dla wychowanych
w duchu chińskich baśni
oraz lęków przestrzeni" - jakiez te leki przestrzeni wspaniale wieloznaczne. Dziecinstwo za zelazna kurtyna.
Ale ja, Panie Voytqu, kiepsko czuje sie w interpretacji, wiec prosze traktowac to jako takie pierwsze wrazenia.
Ciekawe.