Oto mokre usta się wyłaniają
Z nocy ( ... )
Kenneth Grant, Powój
ale jak zamierzałaś kochać bez piany przerażenia nie zważając na to co ci wyznałem - około pierwszej w nocy napisałaś jestem zmęczona idę spać dobranoc a ja widziałem w tym złość Boga
taki śliski esemes z rybim śluzem w zamyślonym domyśle zbyt gorgoniastym jak na tę próbę ognia
bo mi się wcale nie chciało spać najchętniej bym wtedy coś porządnego zjadł jakiś smaczny ochłap
chociażby dobrze wypieczony schab w gęstym sosie beszamelowym plus frytki i zasmażane buraczki
( do tego dwa żywce jednak to tylko sfera marzeń bo dawno nawróciłem z wprawy na południe od Edenu )
a po wyżerce jakiś szybki seks taki na rozładowanie stresów może być nawet oralny ale bez przynudzania
więc przybądź nieobecny brudzie uśmiechnij się z politowaniem rośnij rozmnażaj się machnij ręką i odejdź
zaś my pobawmy się w demiurgów mamy w końcu sześć dni na bezlitosny odpoczynek zapomnianych ziół w ciągu pierwszej sekundy siódmego dnia stworzymy litość bo w końcu śmierć uspokaja
żałość przecież to tytaniczny błąd najcięższy jaki spotkałem nieludzki niczym pasja według świętego Jana
przecież to tylko lato zapamiętałe bez deszczu ze skurczonymi ze strachu przed słońcem ptakami
bez podłości która wzbijałaby się w klasyczne niebo i tam czekała na matkę popękaną ze zgryzoty
i nie mogła sobie wybaczyć swego występku przecież chlapawica z tonażem błędu jednak nie nadeszła
nie dała się dotykać nawet tam gdzie ja ją nie dotykam choć patrzy na mnie tak korzennie jak old spice
to wiem że chwilę dalej moja grdyka przełknęłaby ślinę twoich kocich kłów bez wiatru i bez deszczu
jednak nie masz ochoty nie chce ci się idziesz do kina upalnego odejścia strumieni i jezior
bo każdy anioł jest trywialny zawsze z pierścieniem łaski aż pozłocisty od dekalogu upalnego morza tak Heleno Bertho Amalio Riefenstahl teraz twoje wielkie zwycięstwo wiary twój nieludzki triumf woli
w szmatach żalu po prowizorycznej powodzi przeznaczenia jak kat który utracił swój trędowaty horyzont
prawie już tu dotarliśmy próbując zawładnąć zabawą w chowanego po drugiej stronie jałowych epilogów
dawno dawno temu na wzniesieniach strojono jaspisowe lutnie niepogodzie na pohybel
pukanie grało na nich swe jęczące kancony wrogom ku radości pełni ku przestrodze
przywołaj je więc zapalając świece i ugość omiecionym domem dziurawego płaszcza i zwady
i przestań mnie peszyć swymi bogoojczyźnianymi życzeniami bo czyż nie rozumiesz prywatnych tortur
muszę przejść przez te wszystkie obiecujące uściski o które nikt nie dba
pieszczę więc każdą martwą odmowę potłuczonych ust
bo moje miejsce jest tutaj w zasięgu zaciętej próby
gdzie ty poprowadzisz na rzeź onyksowe ramiona
jeśli będziesz kładła zgniecionego pasjansa
kosztownego skrótu
nieczułych drgań
13 czerwca 2008
Voyteq Hieronymus de Borkovsky
Voyteq Hieronymus de Borkovsky
Wiersz
·
4 kwietnia 2011
(Tylko tak w nawiasie dopowiem, że ja widzę tu różnicę między styczniowym a tym)
Czy jest on w ogole dla was przystepny, czy lepiej wygladalby jako stricte proza albo oczyszczony z nagromadzenia i wlozony w obreb poezji? Czy mozemy tu mowic o prozie poetyckiej?
Inna sprawa jest onirycznosc, jeszcze inna strumien swiadomosci. W ktora strone ciagnie ten monolog?
To moje myśli, amen ;)
W tych słowach jest bomba uczuć, ale tak rozciągnięta na wszystkie słowa, że prawie jej nie widać.
aż mi się przypomniał kabaret - za długie. - to ścianiaj, ściaśniaj!