Płodność przechodzi w aborcję,
wiosna w bezkrólewie.
Buty krążą jak satelita wokół przydrożnych kawiarni.
Pan Andrzej chciałby umieć latać, więc macha na przechodniów
posklejanymi palcami.
Na ławce mały Albercik dzielnie stapia świecę,
a bezdomny grzechocze kompletem kluczy.
Wrona licytuje się z krukiem,
przeżuwając słońce zuchwałym dziobem.
"dzielnie stapia świecę" "stapia" to takie siłowe słowo.
Brakuje mi w tym tekście jednego istotnego elementu. Wiersz prowadzi do przeżycia wielowymiarowego (zazwyczaj - jeśli nie, wówczas rekompensuje to, czym się da). Tu czerpię satysfakcję wyłącznie z opisowości. Ona zagłusza tekst.
Będę na małe "nie", ale mam nadzieję, że mnie przegłosują ;]
Nie za bardzo rozumiem dobór ptactwa do licytacji, ale jako że to takie miejskie straszydła, niech będzie.