to było w erze pieśni, ballad i romansów,
gdy Europa na prochu iskrzyła się wojną,
pękała rozświetlona oświaty kagańcem,
w jednym miejscu by w drugim na nowo się zrosnąć,
zgrzytała emigracja stalówką w kajecie,
przechodziła przez czcionkę na ojczyzny łono,
naftą palił się wieczór i dudnił fortepian
i po bruku paryskim mazurka roztrwonił,
odszedł stąd tęsknym echem, poeta był bliżej,
rozdzierał swą koszulę na piersi tułaczej,
szukając choć draśnięcia od kuli, lecz chybił,
drwina: tylko zmarnował i życie i papier,
otrząśnij się z piosenki, zawołaj proroctwem,
pokrzepienie bez ognia i dział nie wystarczy,
chociaż przeszło lat dwieście, stępiło się ostrze,
daj zwycięstwo i nie ucz nas wracać na tarczy,
mój sen się tutaj przedarł przez dni nieskończoność
i oczy wytężałem na próżno w jej przestrzeń,
chcąc przeniknąć to światło by po drugiej stronie,
świat dzisiejszy odegnać, przełożyć na przeszłość,
ale wszystko stawało się bajką zabawną,
wersy wbiegły z powrotem do ciasnej szuflady,
sen zawrócił z tych czasów gdzie wszedłem na darmo,
skończyły się na zawsze pieśni i ballady
Przepiękny.