niedoskonałość to niewątpliwie zaleta, kto z nas wytrzymałby z ideałem? ale to jest jakieś zderzenie, bo idea przecież jest bytem idealnym (no to wyszło mi masło maślane, mam nadzieję, że chociaż zrozumiałe) i jak sobie wyobrażam te platońskie foremki, to zawsze skupiamy się na wyniku, że z tej jednej foremki może wyjść mnóstwo ciastek i wcale nie muszą być identyczne, ale z co z samą foremką? przecież może spaść, a jakaś gapa na niej stanąć i wtedy się wykrzywi. tylko że wtedy można sobie tłumaczyć, ze wzorzec taki właśnie ma być.
coś mnie w tym tekście spycha w stronę refleksji, chociaż nie powiem, żeby samo haiq zachwycało.
Określać siebie jako ideę, to dla mnie tak, jakby określać siebie jako wzór jakiejś cechy, wartości. Albo też jej odzwieciedlenie w platońskim świecie idei. Tu zgadzam się poniekąd z Justyną. Cnota to pokora przed słowem. Czuję tu albo namiastkę pychy, albo mocnej ironii.
Droga Dżastin, raczej w strone mocnej autoironii... Chociaż od ironii jakiejkolwiek do pychy mały krok, a jedno w drugim równolegle... Raczej wzór bez status quo...
No bo i nie zachwyca, Hajdi, ale jest mądre. Nie wiem, ponownie nie wiem. Mogę być za ze względu na semantykę tekstu, przeciw, mając na uwadze samą, dość przewidywalną konstrukcję. Zaryzykuję.
coś mnie w tym tekście spycha w stronę refleksji, chociaż nie powiem, żeby samo haiq zachwycało.