zanim coś ci opowiem muszę pomilczeć o czymkolwiek. granice
nieznanych państw konturuję kredką, za chwilę to zmażę, bo
między nami nie ma barier. obraz coraz dłużej pozostaje nienaruszony.
ludzie kłamią, że umarłeś. oblepiony woskiem pomnik z epitafium
to znakomity pretekst do wykręcenia czarnej chusty z soli.
najstarszy syn co ranek wychodzi przywitać się z ziemią,
która wydawała plon po klęskach. wszystko trzymam w wierszu,
chociaż wiem, że wolałbyś pod kontrolą.
zanim powiesz mi co u ciebie, muszę odpocząć od ludzi, którzy
ciebie nie widzą. opowiesz o tym jak długo stoisz z założonymi rękoma
kto zabronił gryźć w szyję małe dzieci o twoich rysach twarzy.
a potem pogramy w scrabble? może wreszcie z tobą wygram.
pookrawałbym go, troszku za dużo dopowiedzeń, plus za klimat.
Ale od wspomnianego momentu zaczynają się schody. W samym cytowanym nagle brzydko zmieniasz podmioty, robi się koślawo, lecisz w ogólniki (ludzie, którzy nic nie widzą - sprecyzuj im! daj im niewidzące oczy, określ ich!). Potem zupełnie bez kontekstu gryzienie małych dzieci i nieszczęsne scrabble, które nijak nie wynikają z gdzieś wcześniej. Chodzi mi o to, że nie masz wcześniej ani elementu gry, ani rywalizacji, ani układanki, przez co scrabble bardzo mocno z wiersza wybijają.
Więc moja ocena jest 50/50.
Myślę, że po prostu źle to sprecyzowałam, zaraz wiersz dopracuję:)
Widzę ten twój tekst zupełnie inaczej niż ty. Kredka nakierowała mnie na transów, w nich przecież tak jakby występują dwie osoby, dwie płci i do którejś dążą. Może ta granica, która dawniej kreślona była kredką do oczu, została przekroczona operacją czy czymś takim. Dlatego ten on już nie istnieje, teraz jest ona i ona jedyna ma z nim jeszcze jakiś kontakt. Śmierć ma różne oblicza.