gdy stanie się bardzo blisko, głowa ma rozmiar słońca.
o czymś trzeba pisać, o czymś trzeba rozmawiać;
śnieg to jasne, zimne dłonie; każdy dom trzeba zbudować samemu,
nie ma dobrych miejsc, każdy dom trzeba kiedyś spalić odchodząc.
wyjdę za ciebie, na pewno wyjdę, moja mantro,
moje zamykanie podwójnych powiek,
wyjdę; tylko rozpal ogień.
zapadłem na kruchą łatwopalność ostatnich liści,
akty rozebranych do czerni ulic
ze strzępami kroków, smoliste żebra pogorzelisk.
przytul się do ścian – białe miękkie opuszki,
żebra jak kraty w oknach. zwężają się wszelkie miejsca;
układam się w tobie ze wszystkim, co się rozpadło; tutaj uschnę.
zima przez otwarte usta wejdzie i nie wyjdzie.
dlatego nie wiem, jak się do tego ustosunkować jako do całości.
ps A propos pierwszego wersu całego tekstu i drugiego wersu czwartej strofoidy - Dąbrowski Tadeusz, Światło, [w:] Tegoż, Te deum, Wydawnictwo a5, Kraków, 2008. - zajrzyj, spodoba Ci się.
najprawdopodobniej będzie mi się podobać, bo Dąbrowskiego bardzo lubię, chociaż do tej pory stykałem się z nim niestety tylko we fragmentach, bo co wpadam do jakiejś księgarni to niczego nie ma na składzie - pech. ale, ale chyba mam w końcu namiary na porządny sklep...;)
gratuluję siły woli ;)
Pati:
gdzie ten sklep? gdzie ten sklep?
do mnie trzeba umieć podejść a wtedy wyśpiewam wszystko ;)