Tego dnia usiadłaś mi na ramieniu
i pytałaś skrzekliwie dlaczego nie jestem zimną rybą.
Sięgnęłaś szponami po moją dłoń
a białe łzy umierającego świata wplątały ci się we włosy.
I miałaś na imię źdźbło trawy,
podmuch wiatru,
mój ciągle żywy naskórek,
moja prywatna-publiczna katastrofa.
Kiedy zatrzepotałaś skrzydłami
zostałem zasadzony między nierównymi kośćmi bruku.
Podobno martwe drzewa nie rosną.
Ostatnie zielone pióro
Scarecrane
Scarecrane
Wiersz
·
27 maja 2011
"moja prywatna-publiczna katastrofa" ten wers mnie troszkę wytrąca z klimatu.