Choroszcz, moja miłość.

Lech Maria Spirydonow

Idę słuchać jesieni w parku pośród drzew.
Starsza Pani opowiada mi o kowalu i koniach, które tutaj były.
Jej wnuczka patrzy brązowymi oczkami ciekawymi świata.
Ona rozumie wiele. Ma oczy pełne światła.
Poprzez gałęzie drzew promyczek słońca tka dywan z liści szeleszczących
jak te pod moimi stopami w dalekim czasie.
Biała dama sfrunęła z obrazu i tańczy na moście westchnień -
szeleszcząc tiurniurą i fiszbinami.
Spokojnie tu i cicho.
Drzewa zapatrzone w czasie, który minął
dumają nad pluszczącą wodą,
a gondole znowu płyną w mojej głowie

jak te weneckie fale niosą muzykę
szepcząc o przemijaniu.
A moja siostra ma migotliwe szybkie palce
kiedy opatruje mój ból i spokojne dobre oczy z mojej ikony.
Jest jesień.
Panie doktorze, ja nie zamienię kolorów, które widziały oczy moje na kromkę chleba.
Siostro ja nie wiem czy to jest wiersz.
Tak czuję po prostu.
 

Lech Maria Spirydonow
Lech Maria Spirydonow
Wiersz · 10 czerwca 2011
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    tiurniura i fiszbiny mnie zabiły, przepraszam, nie mogę kontynuować.

    · Zgłoś · 13 lat
  • guccilittlepiggy
    ja mam tak samo, tylko, że z mostem westchnień ;)

    · Zgłoś · 13 lat
  • Justyna D. Barańska
    Początek jako zapis rzeczywistości mógłby się wybronić, gdyby była mocna puenta. Tymczasem idziesz w abstrakcję, rozwalasz rzeczywistość wkładając obraz, który nie wiadomo skąd się wziął w tym akurat miejscu. Całość nieprzemyślana.

    Czytaj dużo poezji - z książek.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Lech Maria Spirydonow
    Cały ten wiersz jest zapisem rzeczywistości, czegoś co przeżyłem podczas pobytu w szpitalu. Odbiór rzeczywistości bywa różny w różnych sytuacjach życiowych, dla niektórych moja rzeczywistość bywa abstrakcją, to prawda...

    · Zgłoś · 13 lat