Scena rozjaśniła się, lekkim głosem zapowiedziano... :
Opowiem wam o utracie Boga i żywej miłości...
Wbity na pal melancholii, targany przez stygmaty i krzyże w lustrze - przejąłęm smutek przez łzy agonii, która ukryła mnie w swoim łonie.
Wodą poezji skłoniłęm się do śmierci, życzliwie śpiewałęm pieśń poduszki. Posłaniec opętania skuł w łańcuchy wiekuiste nagiego anioła, co trawą z przed bram niebios chronił przed stosem.
Król co własnie we śnie mnie odwiedza i kochanka ze zdjęcia prawde objawili i razem ze strachem przepadli tajemnie. Poduszka pachnie żywą tęczą, a my słabi krzyżujemy miłość i wolność palimy na stosach.
Sen co srebrem winien płynąć, utonął jak koszmar w dziecka delikatnej wyobraźni, złożył się w kłębek i rwie sie do lotu...
Kurtyna opadła, świece gasną, ostatnie oklaski cichną w audytorium.
Silnie przeżywam czy spektakl był wystarczająco wizyjny, by było można skłonić sie przed śmiercią?
Jak na tak krótki tekst, zdecydowanie za dużo tu wyeksploatowanych figur: stygmaty, krzyże, łzy agonii.
Zastanawia mnie również, dlaczego wrzuciłeś to jako wiersz.