rozpuchnięta ziemia, błędna jak ogniki;
od lasku po ścieżkę. Czasem zabulgoce
ale zaraz cisza - musi pojąć więcej niż na chłopski rozum;
plusk po zawiniątku zezowatej Ewki co ją ślubny odszedł
(chyba za granicę). A na tym odejściu
cała wieś korzysta; Ewka ze zgryzoty coraz chudsza,
brzydsza. Kiedy mąż powróci, będą na językach.
Tylko muł się wzruszył.
Kaziuk, co do sądu samego sołtysa o te siedem morgów,
które miał po matce nieboszczce dziedziczyć;
podobno szedł z knajpy. Utopce
go zwiodły, no bo cóż innego?
Tylko krzywe brzozy wyrosłe nad podziw
schyliły się bardziej jakby ktoś od spodu
targał za korzenie. Albo na żałobę po wszystkich
stworzeniach z niepotrzebnych miotów.
Dzisiaj wsi już nie ma, wymarła do kości,
wypłowiałe resztki,
trochę otrąb.
Cień.
Ogólnie zamysł jest dość ciekawy, obrazy, które kreujesz mają w sobie jakiś urok, ale na moje to jest trochę przegadane, zbyt prozaiczne. Trzecia strofa dobra, pointa jednak zbyt banalna.
Pozdrawiam,
Radek.
co ją ślubny odszedł
co do sądu samego sołtysa
Jakby tak jedne cacuśne "co" usunąć.
Jakint - no ja mam z tymi "cotami". I tak jednego sie pozbyłam, pomysle nad kolejnym. Dziękuje bardzo.
2) ja również nie znam takiego określenia: "co ją ślubny odszedł" i póki co wygląda mi na błąd
3) poza tym lubię, kiedy ludyczność wkrada się do poezji, jakoś tak swojsko od tego ciepłym chlebem pachnie :)
"o te siedem morgów"
i w
"co ją ślubny odszedł"
Poza tym ... puentę czytam jako pewną prowokację... Bo gdyby tak głębiej się zastanowić to ... wieś nadal jest ... Nadal, tylko skrzętnie skrywana ... w nas samych ... "Wypłowiałe resztki" wychodzą z wielu
butów...