Wtórna myśl. Nie moja. Jego.
Sen nocy poprzedniej.
Zastanawiając się nad dniem kolejnym,
przybierasz konkretną pozę.
Sztuczną. Niecodzienną.
Każdy twój ruch, każdy gest jest wymuszony.
Starając się być prawdziwym,
jeszcze bardziej pogłębiasz swą karykaturę.
Zmierzasz do absurdu.
Przeobrażasz się w ogromną ważkę
unoszącą się ponad źdźbłami traw.
Lekko muskasz o ich wierzchołki
sprawiając, że falują niczym bezkresne morze.
Raz na czas jakiś nadchodzi przypływ.
Burzy wszystko, co zbudowałeś do tej pory.
Powoli każdy element rozsypuje się
i pojawia się wielkie NIC...
Nic już nie jesteś w stanie zrobić.
Nic już nie naprawisz.
Wszystko przepadło.