widzę stąd, i nawet stąd widzę

Artymowicz anDUCH

 

 

(krzyczy na psa) odgraża się
w żółtym golfie bez rękawów,
przy każdym – kurwa – spogląda
na ziemię, kopiąc kamień, prowokując

(rozciąga smycz na niewielki dystans) –

jest półprzytomna w swoim gniewie,
pół parku myśli o tym żeby się przesiąść

(gardzi jego potrzebami) – widzę stąd,
i nawet stąd widzę, że obcas się
już ledwo trzyma, iskrzy
(liczę każde uderzenie)
kurczę się, cofam do środka
jak ślepa kiszka
(aportuj ładnie) z suki synu
(ty co zapisujesz to wszystko)
przywiązany do człowieka


maj 2011

Artymowicz anDUCH
Artymowicz anDUCH
Wiersz · 14 lipca 2011
anonim
  • estel
    Bezsilny gniew i bezsens krzyku, który się słyszy, a którego się nie rozumie? Jaka jest minimalna odległość, w której należy się znajdować, żeby usłyszeć istotę problemu i jak szybko trzeba się przemieszczać, żeby nie docierały do nas tylko urywki skarg, które wyrwane z kontekstu mogą nabrać przeciwnego znaczenia? Podoba się to.

    · Zgłoś · 13 lat