rozwarciami wsypujesz się do ust
wyobrażam sobie kierunek ucieczki
unieruchomionymi palcami otwierasz
komory pompują nachodzę tobą
ociekam myślami czarno-białymi
jak prześcieradło leżące na drodze
zdradzasz moje zmysły z kulturą
jakiej pozazdrościłby niejeden
ekscentryczny popdziwak umiejscowiony
w fotelu z ludzkich odcisków wyśmiewający
infantylnie swojego chlebodawcę
mam na imię jak ty nie pamiętam dnia
swoich narodzin zjadam odpady pełen
wiary że po śmierci też zapomnę
Chciałabym, żeby to ode mnie w moim życiu zależało, czy system jest strukturą, czy może jest sposobem, żeby struktury te obchodzić. I o ile w pojedynkę można się systemowi przeciwstawić, o tyle najmniejsza choćby zależność i obecność innych jednostek skazuje na funkcjonowanie w sprzężeniach. A w sprzężeniach wszystko toczy się tym samym schematem. Czy wobec tego miłość jest schematem i wszyscy jesteśmy tacy sami?
Popraw proszę brakujące ogonki. Jeśli o mnie chodzi to jestem za wierszem.