Ten świat przyjacielu nie zmienił się dla nas. Pamiętam
tak jak kiedyś – bez familijnych zdjęć i wspomnień
na nowo uczył nas nieśmiałości. Na pewno znasz
pierwszy wers – słowo znaczące tak niewiele w zgiełku zdarzeń.
Potem była tylko pustka. Durne nadzieje przy których
nie potrafiliśmy zagrać dzieci cierpiących.
Ale to nic przyjacielu; kiedy skończy się czas modlitw
– nikt nie złoży za nas dłoni. Zamknięte ciało do którego
dotrzeć może tylko żywe
uczulone na rzeczywistość echo.
To taki wiersz typu: muszę pogadać. Ja mam chyba ostatnio takie bardziej na "pomilczmy" dni, więc podejrzewam, że to powód tego, że tekst nie do końca mnie łapie. I przy tym słowo "przyjaciel" jakoś sztucznie brzmi, jakby podmiotowi nie do końca przechodził przez gardło albo nie miał konkretnego osobnika na myśli, przez co brzmi tylko jak słowo. A może to czytelnikowi tak brzmi.