Dzień, jak inne
Trudny akt zrozumienia. Lecz nadchodzi jasność.
Znów umysł różowieje równając ze wschodem
I pnie się coraz wyżej. Zadufane miasto
Każdy szczebel narracji omija jak kłodę,
Rozkrusza myśl w zaułkach gdzie pracują walce,
Które asfalt wygładzą na starym przedmieściu.
Latarnie pies obwąchał, obok pan z kagańcem.
Na obroży już wiszą aktualne wieści.
Dzień wziął się do roboty, producent pamięci
O intymnym wyrazie przegniłego dachu.
Resztkami z kropielnicy dałem się poświęcić,
Słońce stanowczym krokiem wędruje na zachód.
Tramwaje, brudny kibel, rozsypany tłuczeń,
Chrapie pijak na ławce. Po mieście się włóczę.
Te rymy są niegłupie. Udaje się Autorowi uniknąć banału, a to jest zacne. Bo w rymowanej poezji to mnie zwykle najbardziej razi, ze autorzy brną w sztampowe skojarzenia, które mowa sama nam nasuwa.